Ładnych kilka lat temu, kiedy jeszcze niewiele się tutaj działo, podczas jednej z rozmów ze znajomym historykiem usłyszałem, że 200-300 lat temu każdego roku wiślanym szlakiem wodnym przez Warszawę przepływało 100.000 jednostek – batów, łodzi, szkut, tratw, barek… Gdy to usłyszałem, to usiadłem z wrażenia a moja wyobraźnia niczym mistrz Canaletto namalowała obraz tamtej Wisły. Pamiętam go do dziś i stał się on moją inspiracją.

Dariusz Falana – dyrektor Ośrodka Kultury w Górze Kalwarii
Na co dzień można mnie spotkać właśnie tutaj, w Ośrodku Kultury w Górze Kalwarii. A poza pracą udzielam się na przykład w zespole Urzeczeni, kultywując 300 lat kultury i tradycji Urzecza. Od dziecka zajmuję się muzyką, pokonałem wszystkie etapy kształcenia muzycznego, do dziś działam jako artysta muzyk biorąc udział w różnych projektach kulturotwórczych. Całe moje życie zdominowane jest upowszechnianiem muzyki, organizowaniem koncertów, warsztatów, poznawaniem różnorodności kultur, w tym muzyki, tradycji, zwyczajów, które są w miejscach, gdzie się znajduję. Kiedyś moją profesję nazywano kaowiec, czyli instruktor kulturalno-oświatowy. Trochę rodem jak z Barei… Ale dziś dawne łączymy ze współczesnością i moje zajęcie nazwałbym animacją opartą o miejsce, z naciskiem na rzekę – rzekę Wisłę oczywiście.

Dlaczego Wisła
Bo jestem pod ogromnym wrażeniem potencjału Wisły. Zawodowo wyczuwam, który projekt ma potencjał do animacji wydarzeń. Góra Kalwaria, zamek w Czersku i okolice z Wisłą w tle bez wątpienia mają taki kulturotwórczy i turystyczny potencjał.
Historycznie były to miejsca leżące na skrzyżowaniu traktów komunikacyjnych. Dzisiaj te szlaki stwarzają ogromne możliwości przede wszystkim w zakresie turystycznego wykorzystania – to zamek z imprezami, szlaki piesze i rowerowe, a także możliwość pływania po Wiśle. Niegdyś istniał tu bogaty potencjał gospodarczy, a dzisiaj zaczyna działać nowa turystyczna ekonomia, bo miejscowi mieszkańcy w fantastyczny sposób uczą się oferować turystom przyjmować gości i na tym zarabiać. Co więcej naszym atutem jest bliskość Warszawy, praktycznie w zasięgu jednodniowej wycieczki. Jestem przekonany , że po prostu jesteśmy skazani na turystyczny sukces – to tylko kwestia czasu.

Wiślane opowieści
Ładnych kilka lat temu, kiedy jeszcze niewiele się tutaj działo, podczas jednej z rozmów ze znajomym historykiem usłyszałem, że 200-300 lat temu każdego roku wiślanym szlakiem wodnym przez Warszawę przepływało 100.000 jednostek – batów, łodzi, szkut, tratw, barek… Gdy to usłyszałem, to usiadłem z wrażenia a moja wyobraźnia niczym mistrz Canaletto namalowała obraz tamtej Wisły. Pamiętam go do dziś i stał się on moją inspiracją.
Z tych opowieści zapamiętałem też wielokulturowość. Na terenach wokół dzisiejszej Góry Kalwarii, po obu stronach Wisły osiedlił się wielokulturowy mix. Byli Olendrzy pochodzący z terenów Niemiec i Flandrii, Mazowszanie i nomen-omen napływowi flisacy. To dało mieszankę kultur, zwyczajów i „nowej krwi”.
Na tym bardzo trudnym, zalewowym terenie ci ludzie poradzili sobie. Do tego dzięki konsekwencji potrafili się jeszcze wzbogacić. Wykorzystali żyzne ziemie i zarabiali na przewożeniu przez rzekę.
W Górze Kalwarii funkcjonowała komora solna, gdzie gromadzono sól jako ważny środek płatniczy. Budynek komory istnieje do dzisiaj. Wisła wymagała wiele poświęcenia, ale w zamian sowicie wynagradzała. Tak chyba pozostało do dzisiaj.
Czersk usytuowany na 3 wzgórzach to z kolei prawdziwa magia. Przed wiekami to małe miasteczko zamieszkiwało kilkudziesięciu rzemieślników – złotników czy kowali. Duży ruch na skrzyżowaniu szlaków drogowych i wodnych prowadził do rozkwitu ich rzemiosła. Do tej pory podczas wykopalisk znajdowane są artefakty ze złotego okresu Czerska. Gdy zamknę oczy, słyszę rżenie koni, stukot kopyt i skrzypienie kół, gwar i nawoływania z targowiska oraz dźwięki kucia u kowala. Podróż w czasie?

Ulubione miejsca
Wieża bramna i taras widokowy na zamku w Czersku. Rozpościera się stamtąd wspaniały widok na pradolinę Wisły z Jeziorem Czerskim. Szczególnie pięknie, wygląda to wiosną, kiedy kwitnące drzewa owocowe w sadach tworzą różnokolorowe dywany ciągnące się aż po horyzont.
Wiślany port w Górze Kalwarii. Bardzo malowniczo położony, nieco odsunięty od głównego nurtu rzeki wygląda jak z początku XX wieku. A tuż obok wystarczy przejść wał przeciwpowodziowy, aby trafić na surową i dziką plażę.
W samej Górze Kalwarii zrewitalizowana skarpa wiślana, z której teraz rozciąga się wspaniały widok na Wisłę, mosty i soczystą zieleń starorzecza.

Pomysł na Wisłę
Wyobraź sobie, że w słoneczny, niedzielny majowy poranek wybierasz się swoim całkiem współczesnym samochodzikiem, we współczesnym ubraniu, słuchając całkiem współczesnego radia, po całkiem współczesnej asfaltowej drodze do niezbyt odległego od Warszawy miasteczka Góra Kalwaria. Mijasz miasto, dalej asfaltem zjeżdżasz do portu na brzegu Wisły. I tu zaczyna coś szwankować z otaczającą Cię rzeczywistością…
W porcie widzisz stare drewniane baty pod rozprzowymi żaglami, szerokie płaskodenne szkuty z drewnianymi domkami na pokładzie, na niektórych łodziach rozciągnięte płachty w formie namiotów. Wszystkie łodzie są umajone kwiatami i gałązkami brzozy.
Na brzegu stoją zaś rześko wyglądające kobiety – Łurzycanki w odświętnych strojach regionalnych z Urzecza oraz rosłe chłopy – Łurzycoki z wiosłami w rękach. Zaraz, zaraz, a po drugiej stronie portu są też flisacy prosto z gór, w swoich charakterystycznych kapeluszach z obwódką z muszelek. Śpiewają na góralską nutę wciągając żagle na maszt. Tuż obok Ciebie stoi zaś grupa nieco inaczej wyglądających przybyszów, ale oni z kolei mówią tylko po niemiecku albo po francusku. Nie! To nie może być rzeczywistość, tu musiała nastąpić jakaś teleportacja do początku XX wieku…
I nie jest to również scenografia do filmu. To najprawdziwszy „wehikuł czasu”, który przenosi nas na jedyne takie w Polsce Zielone Świątki na Wiśle. Na Wiśle tak, jak to drzewiej bywało. Raz do roku, właśnie w majowe święto w Górze Kalwarii możemy w piątek i sobotę podczas specjalnych warsztatów dla dzieci i dla dorosłych uczestniczyć i doświadczać codziennego życia i pracy szkutników, rybaków i flisaków. Na rynku na ten czas staje prawdziwa wioska rybacka. Jest ruch i gwar, wszystkiego można dotknąć, spróbować, posmakować a w sobotni wieczór festyn kończy się koncertem…

Ale najważniejsze przychodzi w niedzielę! Na podłożu kościelnej tradycji oczekiwania przyjścia lata świętujemy spływając kilkunastoma drewnianymi łodziami, przywróconymi rzece według starych wzorów budowy. Płyniemy jak kiedyś od brzegu do brzegu na trasie Góra Kalwaria, Nadbrzeż, Gassy, Wawer, Warszawa. Tak jak kiedyś, cieszą się jedni, że przypływają drudzy – otwierają swoje serca na prawdziwą sól tej ziemi – pływanie po Wiśle. Wszyscy wspólnie świętują, biesiadują w przerwach na brzegu, a płynąc rzeką śpiewają pieśni z Urzecza i z polskich gór.
Przez kilka godzin jesteśmy jak w innym świecie, poprzez spontaniczne przeniesienie w czasie, jak stopklatka na środku rzeki wykonana 100 lat temu. I nie są to tani przebierańcy, ale ludzie Wisły z krwi i kości – to widać, słychać i czuć. Dlatego z roku na rok przyjeżdża tu coraz więcej gości, rodzimych Łyrzycoków krzewiących tutejsze wiślane tradycje, ale również najprawdziwszych górali-flisaków oraz gości z całej Europy. W spływie na kilkunastu łodziach uczestniczy ponad 150 osób, a z roku na rok jest ich coraz więcej.
Taki pomysł mieści się w ogólnej tendencji powrotu miast do Wisły. Na razie mamy tylko jedną taką imprezę, ale w perspektywie chcemy organizować w sezonie 2 lub 3 takie wydarzenia. W pozostałe weekendy i wakacje polecamy spędzanie czasu nad Wisłą, które jest niezwykle relaksujące. Przyciągamy możliwością pływania łodziami, kajakami, jeżdżenia rowerami, czy korzystania z dzikiej plaży. Polecamy najpierw wycieczkę do ciekawych ruin zamku w Czersku, a tylko kilkaset metrów dalej kontakt z rzeką i wspaniałą przyrodą. Takie atrakcje tylko u nas – w Górze Kalwarii.

Tego nie wiedzieliście
Czersk w XIII w. był stolicą Księstwa Mazowieckiego, by dopiero w 1413 r. przegrać rywalizację z… Warszawą. Niewątpliwie w XIV i XV wieku, za czasów Książąt Mazowieckich był drugim po Płocku miastem na Mazowszu. Nikomu wtedy jeszcze się nie śniło, że nieopodal powstanie Warszawa. Ziemie czerskie ciągnęły się od Liwu aż po Mszczonów. Paradoksalnie powodem upadku Czerska miało być przesunięcie się koryta Wisły na wschód w XIV wieku. Odsuwając się od grodu, rzeka pozbawiła miasto zarówno naturalnych warunków obronnych, jak i związku z ważnym szlakiem komunikacyjnym i handlowym, co jest kolejnym dowodem na ogromną jej rolę.
Czerskie wzgórze zamkowe to miejsce magiczne. Podlega niewytłumaczonej do dziś anomalii geo-meteorologicznej. Najprościej tłumacząc – gdy wszędzie dookoła pada deszcz, na zamku wszystko jest suche jak pieprz. Niemożliwe? Przyjedźcie i sprawdźcie sami.
Tutejsze sady słyną z jabłek. W każdy weekend na zamku w Czersku serwowany jest lokalny Cydr Czerski z tzw. kija czyli prosto z beczki. Można spróbować dwóch odmian – wytrawnej z jabłek oraz półsłodkiej o smaku gruszki. To prawdziwa odmiana w stosunku do fabrycznych cydrów z innych regionów.
W Czersku nawet podczas największych imprez, na które przyjeżdża po kilka tysięcy gości nie ma problemu z parkingami. Mieszkańcy, bardzo pozytywnie nastawieni na potrzeby turystów, udostępniają za niewielką opłatą swoje podwórka. W takie dni to prawdopodobnie największy parking strzeżony na Mazowszu.

Co, gdzie, kiedy w okolicy
Czerskie spotkania na zamku
- Maj – XIII wiek. Czyli życie w Wiekach Średnich. Wtedy zobaczymy jak wyglądało ówczesne życie zarówno rycerstwa, jak i plebsu. Jaką bronią wtedy się posługiwano, jak wyglądały pojedynki rycerskie, było czym się posilano i co robili rzemieślnicy w takim obozowisku.
- Ostatni tydzień czerwca – XVII wiek. Czyli Szwedzi na zamku. To już zupełnie inny obraz, ukazujący potęgę zamku, proch, wybuchy, wojenną zawieruchę, wysadzanie wieży zamkowej, dużo hałasu i siwy dym… Amatorzy sztuk pirotechnicznych będą niewątpliwie pod wrażeniem.
- Połowa sierpnia – XI wiek. Czyli wczesne średniowiecze. Cofamy się najdalej w historii i sprawdzamy jak na początku powstawania zamku ludzie spędzali tu czas. Dla odmiany nie było wtedy żadnej wojny, tylko codzienność, muzyka, jedzenie, stroje. To spokojna przeciwwaga do militarnych wieków późniejszych. .
- Połowa września – XV/XVI wiek. Czyli Złoty Wiek. To okres królowej Bony. Rekonstruktorzy prezentują życie codzienne dworu w czasie największego rozkwitu miasta i zamku w Czersku. Na wszystkich gościach niesamowite wrażenie robi pokaz mody dworskiej nie tylko z tamtego okresu.
Noce na zamku w Czersku:
- Noc spadających gwiazd – na początku sierpnia, w okresie gdy najgęściej spadają Perseidy. Zaproszeni astronomowie wyposażeni w odpowiedni sprzęt pokazują gwiazdy i opowiadają o nich. Nocnym spotkaniom towarzyszy muzyka elektroniczna w „kosmicznych klimatach”.
- Noc grozy – zawsze w okolicach 1 listopada, ale nie należy postrzegać jej jako zapożyczony Halloween. To nasze, typowo polskie „Dziady”. Odpowiednio ucharakteryzowani animatorzy, wśród oświetlonych na czerwono murów zamku, czytają fragmenty „Dziadów” Mickiewicza. Przybyli goście mają też szansę skosztowania napojów grozy barszczu chrzanowo-buraczanego i czerwonego popcornu. Zwieńczeniem spotkania jest wyświetlany horror oraz żywy Teatr Ognia. W takich okolicznościach to aż strach się bać…

Kontakt
Ośrodek Kultury w Górze Kalwarii
05-530 Góra Kalwaria, ul. Białka 9
Telefon: (+48) 503 928 337
E-mail: d.falana@kulturagk.pl
Więcej informacji
www.kulturagk.pl
www.zamekczersk.pl
www.facebook.com/osrodek.gorakalwaria
Zdjęcia: archiwum Dariusz Falana, J.A.Kwiatkowski, J.Kamińska, Jakub Chmielewski, MROT
Źródło: Materiał pochodzi z przewodnika książkowego „Nadwiślańskie historie Mazowsza – ludzie, pasje, miejsca, wydarzenia”, wydanego przez Samorząd Województwa Mazowieckiego.
#jackrecommends #wisła #wisla #zamki #czersk #zamekczersk #gorakalwaria #rycerze #turniejerycerskie #mazowsze #współpraca
>